weekend za miastem - Mikrowyprawy https://fundacjadziko.org/tag/weekend-za-miastem/ Przygoda jest w nas! Wed, 15 May 2019 09:52:26 +0000 pl-PL hourly 1 https://wordpress.org/?v=6.8.2 https://i0.wp.com/www.fundacjadziko.org/wp-content/uploads/2017/08/cropped-favicon2.png?fit=32%2C32&ssl=1 weekend za miastem - Mikrowyprawy https://fundacjadziko.org/tag/weekend-za-miastem/ 32 32 154104200 Wagon czy plecak? – czyli jak na lekko spakować się w góry https://fundacjadziko.org/wagon-czy-plecak/ https://fundacjadziko.org/wagon-czy-plecak/#respond Tue, 14 May 2019 10:41:34 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=7628 Kiedy pojechałem w pierwszą, wielką podróż mój plecak miał rozmiar wagonu bydlęcego. Wystawał mi ponad głowę, miał 90l i masę niepotrzebnych rzeczy w środku. Dwie pary sztruksów (druga jakby pierwsza się zabrudziła), discmana z kolekcją płyt (o wadzę worka ziemniaków), polar, koszulki, sweter… Cała szafa niepotrzebnych rzeczy. Strasznie potem cierpiałem na trekkingu w argentyńskich Andach. Od tego czasu minęło 15 lat. Co bym sobie powiedział młodemu? „Chłopie! Góry to nie pokaz mody.” Na początek podstawiłbym sobie pod nos mniejszy plecak. Dlaczego? […]

Artykuł Wagon czy plecak? – czyli jak na lekko spakować się w góry pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Kiedy pojechałem w pierwszą, wielką podróż mój plecak miał rozmiar wagonu bydlęcego. Wystawał mi ponad głowę, miał 90l i masę niepotrzebnych rzeczy w środku.
Dwie pary sztruksów (druga jakby pierwsza się zabrudziła), discmana z kolekcją płyt (o wadzę worka ziemniaków), polar, koszulki, sweter… Cała szafa niepotrzebnych rzeczy. Strasznie potem cierpiałem na trekkingu w argentyńskich Andach.

Od tego czasu minęło 15 lat. Co bym sobie powiedział młodemu? „Chłopie! Góry to nie pokaz mody.” Na początek podstawiłbym sobie pod nos mniejszy plecak. Dlaczego? Z bardzo prostego powodu: im mniejsza pojemność bagażu, tym mniej do niego wrzucisz. Możesz go obwieszać kubkami, siekierami albo karimatami jak to robią harcerze lub fani survivalu, ale to nie będzie wiele ważyło. Do środka, więcej niż np. 50 l nie włożysz.

Dzisiaj, po kilkunastu latach zebranych doświadczeń potrafię się spakować w 40 litrowy plecak na dwa tygodnie, z czego jeden w chłodnej Norwegii, drugi na upalnej Sycylii. W miesięczną podróż do Patagonii biorę ze sobą pięćdziesiątkę z małym kominem, i do środka wkładam śpiwór, karimatę i namiot.

W czym tkwi tajemnica sukcesu?

To są zawsze małe zwycięstwa. Sto gram tu, sto gram tam i uzbiera się kilogram. Zresztą, zawsze powtarzam ludziom, którzy jadą ze mną w teren, że każde 100 gram w domu, to kilogram ciążący na ramionach na szlaku.

  1. Przede wszystkim szukam dla jednej rzeczy kilku zastosowań, np. kurtka puchowa może równie dobrze być poduszką, a część ciuchów w których chodzę w ciągu dnia, równie dobrze może służyć jako pidżama w nocy.
  2. Kiedy się pakuje, wszystko układam na podłodze. A potem zastanawiam się nad każdą rzeczą czy na pewno jej aby potrzebuję? Zwykle odrzucam 1/3 rzeczy.
  3. Dokładnie sprawdzam prognozę pogody, bo jeśli nie ma padać ani wiać, to po co mi namiot? Wtedy wystarczy płachta biwakowa. A latem, sama moskitiera.
  4. Nie biorę pancernych rzeczy. Grube kurtki z gore-texu dużo ważą. Wybieram lżejsze rzeczy, albo poncho (5 dni w ulewnej Szkocji) albo z kurtka z membraną ale o niższej wadze.
  5. Jeśli kupuję nowy sprzęt, to nawet jeśli muszę trochę dopłacić, zwykle wybieram ten lżejszy.
  6. Papierowe książki można zastąpić czytnikiem albo wyrywać fragmenty. Robię tak np. z przewodnikami Lonely Planet, wyrywam tylko rozdział, który jest mi potrzebny.
  7. A znam nawet takich freaków, którzy odpakowują czekoladę z papierka i obcinają rogi opakowań od żywności liofilizowanej.

Ale w końcu dochodzi się do ściany i wtedy nie ma już z czego ścinać. Gacie, koszulki i bluzę trzeba wziąć. Co wtedy? Można wziąć jedną-dwie pary zamiast trzech czy czterech.

Żeby to było możliwe większość ciuchów, z których korzystam w terenie jest wykonana z wełny merynosów. To specjalny rodzaj wełny pochodzący z owiec hodowanych głównie w Nowej Zelandii.

Cały tydzień w ciuchach z wełny merynosa (bez prania) podczas pracy na farmie owiec w Anglii

Tego rodzaju wełna ma trzy superważne dla mnie właściwości:

  1. Po pierwsze, nie „gryzie”. Włókna merynosów są trzy razy cieńsze niż włókna standardowej wełny, dzięki czemu nic mnie nie drapie i nie swędzi.
  2. Po drugie, bardzo dobrze zatrzymuje ciepło i odprowadza wilgoć. Merynosy wchłaniają nawet do 35% wilgoci, którą potem odparowują na zewnątrz. Co to oznacza? Jeśli założysz koszulkę bawełnianą i ją przepocisz, to do końca dnia będziesz chodził w mokrym t-shircie. Czyli będziesz się wychładzał, bo taka mokra koszulka działa jak zimny kompres. Z merynosami jest to niemożliwe.
  3. Po trzecie, ciuchy z wełny merynosów nie śmierdzą. Jak to jest możliwe? Tego rodzaju wełna jest bakteriostatyczna, czyli hamuje rozwój bakterii, które odpowiadają za nieprzyjemny zapach. W praktyce oznacza to tyle, że te rzeczy nie śmierdzą.

Skąd to wiem? Bo chodzę w tych ciuchach od ponad ośmiu lat. Często było tak, że miałem je na sobie ciągiem przez tydzień: podczas trekkingu w Patagonii, pracy na farmie owiec i długich, autostopowych podróży. Ostatnio nawet zrobiłem mały „crash test”: przez 24 h miałem na sobie jedną koszulkę Devolda. Najpierw na porannym treningu na nartorolkach, potem w pracy, popołudniu na drugim treningu koszykówki, a wieczorem w tej samej koszulce poszedłem do kina. Czy żona wyrzuciła mnie z domu, a ludzie w kinie przesiadali się na drugi koniec sali? Nic z tych rzeczy. Bo wełna z merynosów nie śmierdzi 🙂

Test na własnej skórze – 24 h w jednej koszulce. Dwa treningi, praca i kino. Zero smrodku 🙂

Na rynku jest kilka firm, które sprzedaje merynosy.

Ja od ponad ośmiu lat korzystam z ciuchów norweskiej firmy Devold. Dlaczego? Bo pierwsza bluza, którą kupiłem w 2010 r. nadal mi służy. Ma trochę poprzecierane rękawy, ale po 9 latach używania ma prawo 😉 Ufam tym ciuchom na tyle, że dzisiaj, w terenie mam na sobie prawie wszystko made by Devold: gacie, kalesony, czapkę, koszulkę, bluzę i skarpetki. Mają to, czego potrzebuję w terenie: są kompaktowe, jedna para wystarcza za kilka, dobrze odprowadzają wilgoć i zatrzymują wilgoć.

Dlatego, kiedy pakuję się na weekend za miastem w moim 40 litrowym plecaku najwięcej miejsca zajmuje sprzęt do spania, kuchenka i jedzenie. Ciuchy to awaryjna, jedna para na zmianę.

Artykuł Wagon czy plecak? – czyli jak na lekko spakować się w góry pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/wagon-czy-plecak/feed/ 0 7628
Dlaczego przeszedłem 40 km w mrozie, w jednej koszulce? https://fundacjadziko.org/w-mrozie-w-jednej-koszulce/ https://fundacjadziko.org/w-mrozie-w-jednej-koszulce/#comments Mon, 11 Mar 2019 18:27:06 +0000 https://fundacjadziko.org/?p=7498 Kto daje najlepsze rady w kwestii ciuchów trekkingowych? Babcia! To ona zawsze mi mówiła: ubieraj się na cebulkę. Tylko, że z tą radą jest jeden problem: już nie działa. Zwykle, kiedy szkolę ludzi jak się ubrać na trekking powtarzam im starą babciną radę: na cebulkę. Ale ta rada ma się nijak do ciuchów z wełny merynosów. Kiedy przez dwa dni, szedłem w mrozie, 40 km wzdłuż Białki, rzeki wypływającej z Tatr, miałem na sobie tylko jedną koszulkę. Ani specjalnie grubą, ani […]

Artykuł Dlaczego przeszedłem 40 km w mrozie, w jednej koszulce? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Kto daje najlepsze rady w kwestii ciuchów trekkingowych? Babcia! To ona zawsze mi mówiła: ubieraj się na cebulkę. Tylko, że z tą radą jest jeden problem: już nie działa.

Zwykle, kiedy szkolę ludzi jak się ubrać na trekking powtarzam im starą babciną radę: na cebulkę. Ale ta rada ma się nijak do ciuchów z wełny merynosów. Kiedy przez dwa dni, szedłem w mrozie, 40 km wzdłuż Białki, rzeki wypływającej z Tatr, miałem na sobie tylko jedną koszulkę. Ani specjalnie grubą, ani pancerną. Klasyczny długi rękaw, z dziurami na kciuki i stójką. Devold, model Expedition.

Pierwszy raz ten model założyłem w 2009 roku. Szedłem zimą z kumplem przez płaskowyż Hardangervidda w Norwegii, na którym panują warunki subpolarne. Powiedział mi, że albo kupię sobie Devolda albo ze mną nie idzie. Byłem studentem dla którego wydanie ponad 300 zł na ciuch było majątkiem, ale Regner zapewniał mnie, że to będą dobrze wydane pieniądze.

Koszulka wytrzymała dziewięć lat ciągłego targania po lasach, górach i pustkowiach.

Puściła kilka oczek, przetarły się rękawy ale pomimo tego, nadal spełnia swoją funkcję. Chodziłbym w niej dalej, ale z dziurami na nadgarstkach zaczynałem wyglądać niewyjściowo, więc zostawiłem ją w domu i teraz funkcjonuje jako moja piżama.

Na czym polega fenomen Expedition?

Przede wszystkim na materiale: to wełna merynosów, która pochodzi ze specjalnego gatunku owiec i ma wiele niezwykłych właściwości, o których opowiem Wam w kolejnych wpisach.

Teraz napiszę o najważniejszych czterech cechach:

  1. wchłania wilgoć (do 35% masy własnej) i bardzo dobrze odprowadza ją na zewnątrz. Dzięki temu nie zapacam się, co z kolei oznacza, że się nie wychładzam,
  2. w chłodnych warunkach, nawet gdy jest wilgotna, zatrzymuje ciepło przy ciele,
  3. chłodzi organizm kiedy jest gorąco,
  4. nie pochłania zapachów, czyli po prostu nie śmierdzi ☺ I to nawet po tygodniu intensywnego trekkingu (przetestowałem na sobie).

Druga ważna rzecz to konstrukcja. Kluczowe są trzy elementy:

  1. Przedłużone rękawy z otworami na kciuki. Kiedy je zaciągam chronię przeguby, którymi ucieka sporo ciepła, kiedy z kolei robi mi się za ciepło, zsuwam je niżej. Mogę kontrolować temperaturę ciała więc nie zapacam się, co z kolei oznacza, że się nie wychładzam.
  2. Stójka z zamkiem – najlepszy wynalazek ever! Wysoka stójka z zamkiem, który można rozpiąć aż do torsu pozwala na bardzo silną regulację ciepła. (Najwięcej, zaraz po głowie, ciepła oddajemy poprzesz szyję i tors.) Dzięki temu nie jestem mokry od potu, a więc nie wychładzam się np. na postojach, w mrozie albo na wietrze.

Model działania jest prosty: zapinam zamek i zatrzymuję ciepło, odpinam i oddaję ciepło. Podczas trekkingu            robię takie manewry po kilkadziesiąt razy. Zależy to nie tylko od pogody, ale także od tego czy podchodzę pod górę, idę po płaskim, pędzę przed siebie czy mam spacerowe tempo.

3. Przedłużony tył. Jest to o tyle ważne, że mikroruchy plecaka (w dół / w górę), powodują, że koszulka   odsłania lędźwie i nerki, które narażone są na wychłodzenie. Dłuższe plecy koszulki rozwiązują ten problem.

Tak oto dzięki ciuchom Devolda mogłem ze sobą wziąć absolutne minimum sprzętu.

W moim plecaku (50l) miałem tylko dziewięć niezbędnych rzeczy: śpiwór, karimatę, namiot, kuchenkę turystyczną, kalesony, t-shirt, puchówkę i wiatrówkę.

Podczas przejścia Białki temperatury wahały się od 0 do -10 stopni. Rano zakładałem na siebie bokserki, cienkie kalesony, t-shirt i bluzę z długim rękawem oraz lekką wiatrówkę. Po 15 minutach, kiedy rozgrzałem się marszem, zatrzymywałem się i ściągałem kalesony, t-shirt i kurtkę. Dalej szedłem w samej koszulce Expedition i cienkiej czapce. Na postojach docieplałem się puchówką, grubszą czapką, a kiedy wiało, zakładałem wiatrówkę.

I taki system Wam polecam. Dlaczego? Bo jest ultralekki, zdrowy, wielofunkcyjny oraz chroni przed przegrzaniem i wychłodzeniem.

Ciuchy Devolda kupicie w stacjonarnych sklepach outdoorowych w całej Polsce albo na stronie www.devold.pl A ja, ponieważ sam korzystam z tej marki od 2009 r., a ostatnio rozpocząłem z nimi współpracę, w kolejnych wpisach opowiem Wam o korzyściach jakie daje wełna merynosów Devolda.

Artykuł Dlaczego przeszedłem 40 km w mrozie, w jednej koszulce? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/w-mrozie-w-jednej-koszulce/feed/ 7 7498
Sylwester last minute https://fundacjadziko.org/sylwester-last-minute/ https://fundacjadziko.org/sylwester-last-minute/#respond Sat, 29 Dec 2018 09:57:14 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=7211 Widzieliście te ceny za noclegi w Sylwestra? Za taką kwotę można polecieć do Azji i z powrotem, a jak się dobrze postarać to i spędzić tydzień zagranicą. Co w takim razie robić jeśli chcecie spędzić ten czas w terenie i niekoniecznie ma to być spęd na rynku? Przygotowałem dla Was trzy propozycje: W śniegu Dwa lata temu pojechaliśmy z Asią w Tatry bez żadnego wcześniejszego przygotowania. Spakowaliśmy się, bilet kupiliśmy w dzień wyjazdu i ruszyliśmy do Zakopca. Uznaliśmy, że szczęście […]

Artykuł Sylwester last minute pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Widzieliście te ceny za noclegi w Sylwestra? Za taką kwotę można polecieć do Azji i z powrotem, a jak się dobrze postarać to i spędzić tydzień zagranicą. Co w takim razie robić jeśli chcecie spędzić ten czas w terenie i niekoniecznie ma to być spęd na rynku?

Przygotowałem dla Was trzy propozycje:

  1. W śniegu

Dwa lata temu pojechaliśmy z Asią w Tatry bez żadnego wcześniejszego przygotowania.

Spakowaliśmy się, bilet kupiliśmy w dzień wyjazdu i ruszyliśmy do Zakopca. Uznaliśmy, że szczęście na bank gdzieś się do nas uśmiechnie i znajdziemy nocleg w jednym ze schronisk. I tak też było. Na dzień przed Sylwestrem spaliśmy w Murowańcu, jak ludzie, w pokoju; w samego Sylwestra przeszliśmy zaśnieżonym szlakiem do Morskiego Oka, tam też się udało, ale tylko dzięki znajomościom i niezwykłemu szczęściu – dwie osoby nie dojechały i zwolniły się dwa łóżka; 1 stycznia, kiedy tłumy schodziły ze Schroniska Pięciu Stawów, my szliśmy w przeciwnym kierunku. Do schroniska podeszliśmy pięknym wariantem zimowym, a na miejscu czekała na nas ciepła szarlotka i wolna dwójka. Spaliśmy jak para królewska! Generalnie: nocleg zawsze się znalazł, a w ciągu dnia łaziliśmy po szlakach w śniegu po kolana. Możecie zaryzykować i spróbować szczęścia ale musicie liczyć się z tym, że będziecie spać na podłodze, albo przed schroniskiem, tak jak robi to wiele osób w Piątce.

Koszt: bilet + noclegi = powyżej 250 zł

2. Z widokiem

Jeśli chcecie nacieszyć oczy fajerwerkami ale potrzebujecie uciec z miasta w ciszę, spójrzcie na mapę.

Wybierzcie najwyższe wzniesienie w promieniu kilku kilometrów od miasta, spakujcie plecak i ruszcie na pieszą wędrówkę. Zaplanujcie marsz „zielonym szlakiem” – miejskimi parkami, pasami zieleni wzdłuż rzek i lasami. Ze wzgórza możecie podziwiać fajerwerki nad miastem, a potem albo ruszyć w drogę powrotną albo rozbić namiot i zostać na noc.

Przykładowe wzgórza? Pod Poznaniem – Łysa Góra, pod Wrocławiem – Szaniec Szwedzki, pod Łodzią – Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich itd.

Koszt: 0 zł

3. W ciszy

Jeśli fajerwerki i głośne imprezy w ogóle Was nie kręcą, poszukajcie sobie samotni.

Moje ulubione są nad wodą. Uspokaja i wycisza mnie płynąca rzeka, albo płaska toń jeziora. Jezioro ma jeszcze tę zaletę, że można się na nim odciąć od całego świata. Wchodzisz na pomost, za plecami masz trzciny, a przed oczami tylko wodę. Las uchroni cię przed hałasem, wędkarzy w tym terminie raczej nie musisz się spodziewać, a noc możesz spędzić na pomoście. Sprawdź prognozę – może nie będzie padać i całą noc będziesz mógł się gapić w gwiazdy, przy gorszej – schowaj się pod płachtą lub w namiocie. Rano, kiedy się obudzisz, a nad jeziorem będą się unosić poranne mgły, będziesz miał najlepszy początek roku jaki tylko możesz sobie wymarzyć!

Koszt: 0 zł

PS. Jaki ja mam plan? W ciągu dnia pojedziemy z rodziną w teren powłóczyć się po łąkach i lasach, a wieczór spędzimy z przyjaciółmi i dzieciakami na planszówkach i obżeraniu się ciastem 🙂

Artykuł Sylwester last minute pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/sylwester-last-minute/feed/ 0 7211
Dlaczego w Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia? https://fundacjadziko.org/dlaczego-w-szkocji-nie-zrobilem-ani-jednego-zdjecia/ https://fundacjadziko.org/dlaczego-w-szkocji-nie-zrobilem-ani-jednego-zdjecia/#respond Wed, 05 Dec 2018 14:36:11 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=7140 Nie wiem jak sobie wyobrażacie życie współczesnego podróżnika, ale jest duża szansa, że niewiele ma wspólnego z tymi wyobrażeniami. Przede wszystkim w podróży spędzamy mniej czasu niż przed komputerem. Powiedziałbym nawet, że na pisaniu, odpowiadaniu na mejle, wiadomości i posty spędzam 60% czasu. Kolejne 20% na czytaniu i wymyślaniu nowych mikrowypraw. Pozostałe 20% to podróż.   Co wcale nie znaczy, że w tej podróży jestem wolny od ekranu. Muszę zrobić zdjęcia, nagrać relację, wrzucić zdjęcia i filmy, odpowiadać na mejle, […]

Artykuł Dlaczego w Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Nie wiem jak sobie wyobrażacie życie współczesnego podróżnika, ale jest duża szansa, że niewiele ma wspólnego z tymi wyobrażeniami. Przede wszystkim w podróży spędzamy mniej czasu niż przed komputerem. Powiedziałbym nawet, że na pisaniu, odpowiadaniu na mejle, wiadomości i posty spędzam 60% czasu. Kolejne 20% na czytaniu i wymyślaniu nowych mikrowypraw. Pozostałe 20% to podróż.

 

Co wcale nie znaczy, że w tej podróży jestem wolny od ekranu. Muszę zrobić zdjęcia, nagrać relację, wrzucić zdjęcia i filmy, odpowiadać na mejle, posty i pytania. Tego siedzenia w internecie zrobiło się tak dużo, że zaczyna zjadać samą ideę jaka na początku mi przyświecała. Co więcej, w podróży powoli przestaję myśleć o ludziach i miejscach, które spotykam, a o tym, że to by się „nadawało na Fejsa”. Założę się, że większość ze współczesnych, zawodowych podróżników, ma podobny problem.

Tak jak my wszyscy. Komórki weszły już w każdy zakątek naszego życia: 50% Polaków pierwsze, co robi po przebudzeniu to nie staje przed ekspresem do kawy, tylko sięga po telefon, trzy czwarte przewija ekran przed pójściem spać, a 32% zabiera komórkę do toalety.  (Co ze starym, dobrym czytaniem etykiet na Domestosie i proszku do prania?)

 

Przyznaję się: sięgam po komórkę nawet wtedy, kiedy nie muszę. Sprawdzam internet choć nie mam po co. Przeglądam serwisy informacyjne, choć robiłem to już kilka razy wcześniej. Ale wiem też, że nie ma się co biczować. Tak jesteśmy skonstruowani. W dużym uproszczeniu: internet działa na nas jak opium. Nowe powiadomienia, lajki i wiadomości – każdy z nich to czysty narkotyk wstrzyknięty w żyłę. (sprawdźcie hasło: pętla dopaminowa). Współczesnym Pablo Escobarem jest Mark Zuckerberg, twórca Facebooka.

 

Uznałem, że nie ma innej opcji jak odciąć się totalnie. Nie obiecywać sobie, że przez godzinę nie sprawdzę telefonu, ale w ogóle nie dać sobie możliwości żeby wziąć go do ręki. Dlatego coraz częściej wychodząc na miasto, zostawiam komórkę w domu. Wydzieram sobie godzinę wolności.

 

Zastanawiałem się jak sobie z tym poradzić podczas podróży? Jak wrócić do stanu, kiedy istotą bycia w drodze było samo bycie w drodze? Czytałem badania wg. których sama obecność telefonu w pobliżu, nawet nieużywanego obniża możliwości poznawcze mózgu. W takim razie co dzieje się, kiedy go używam? Zapytałem o to dr. Macieja Błaszaka, kognitywistę z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu:

  • Rozmowa przez telefon angażuje system uwagowy związany z siecią wykonawczą kory mózgowej (central executive network). Antagonistą tej sieci jest sieć domyślna, zwana czasami siecią stanu spoczynkowego (default mode network) i to ona jest odpowiedzialna za coś, co byśmy nazwali: „uroki podróżowania”, czyli przeżycia skłaniające do refleksji, odpoczynku i pobudzające kreatywność.

 

Dlatego podczas ostatniej podróży po górach zachodniej Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia. Rodzinie i współpracownikom powiedziałem, że przez pięć dni mnie nie ma. Jestem poza zasięgiem. Niczego nie odbieram i niczego nie nadaję. I udało się, ani razu nie włączyłem telefonu. Przestałem po niego sięgać, zajmować się tym, co w internecie, a skupiłem się na tym, co w prawdziwym życiu. Naszą ulubioną rozrywką – zamiast przewijania ekranu – było gapienie się w przestrzeń. Stawialiśmy przed schroniskiem krzesła, siadaliśmy i gapiliśmy się na góry. Na gonione przez wiatr chmury, na te ulotne chwile, kiedy na kilka sekund słońce wychodziło zza chmur i na rozmowie. Robiliśmy najważniejsze rzeczy w życiu.

Szkocja bothies

Pomimo tego, że Szkocja przeczołgała nas nieustannym deszczem i wiatrem, wróciłem wypoczęty jak nigdy. Spróbujcie, obiecuję Wam, że zakochacie się w byciu offline.

 

  • no dobra, zrobiłem jedno zdjęcie ale z gołą dupą dla żony. Nie chcecie go oglądać.

** zdjęcia ilustrujące tekst zrobił Piotr, z którym podróżowałem. Przy okazji: Piotr robi przepiękne noże kuchenne, zerknijcie. 

Artykuł Dlaczego w Szkocji nie zrobiłem ani jednego zdjęcia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/dlaczego-w-szkocji-nie-zrobilem-ani-jednego-zdjecia/feed/ 0 7140
Dlaczego TERAZ najlepiej przyjechać do Zakopanego? https://fundacjadziko.org/dlaczego-teraz-najlepiej-przyjechac-do-zakopanego/ https://fundacjadziko.org/dlaczego-teraz-najlepiej-przyjechac-do-zakopanego/#respond Fri, 30 Nov 2018 10:06:40 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=6797 Zakopane jest jak pączek z lukrem: jak go nie ugryziesz i tak się upaćkasz. Czyli w praktyce: zawsze zatłoczony, brudny i zatkany. Dlatego, kiedy tylko przyjeżdżam w Tatry, przez Zakopane przelatuję jak tornado. Wyskakuję z pociągu, wciskam się do busa i wylewam w Kuźnicach albo na Palenicy i w góry. Z Zakopanego pamiętam tylko smród smogu i reklamozę na wjeździe. Ale tym razem, znalazłem się w Zakopanym przypadkiem, przyjechałem na konferencję sprzętową Salewy i zostałem po niej dwa dni w […]

Artykuł Dlaczego TERAZ najlepiej przyjechać do Zakopanego? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Zakopane jest jak pączek z lukrem: jak go nie ugryziesz i tak się upaćkasz. Czyli w praktyce: zawsze zatłoczony, brudny i zatkany. Dlatego, kiedy tylko przyjeżdżam w Tatry, przez Zakopane przelatuję jak tornado. Wyskakuję z pociągu, wciskam się do busa i wylewam w Kuźnicach albo na Palenicy i w góry. Z Zakopanego pamiętam tylko smród smogu i reklamozę na wjeździe.

Ornak Zakopane

Ale tym razem, znalazłem się w Zakopanym przypadkiem, przyjechałem na konferencję sprzętową Salewy i zostałem po niej dwa dni w mieście. Znalazłem piękny nocleg w starych, drewnianych wnętrzach z 1902 r. i cieszyłem się pustym miastem. Na kilka tygodni przed świętami nie ma tu nikogo! Ci, którzy przyjeżdżali jesienią, już wyjechali, a ci, którzy mają przyjechać zimą jeszcze szukają prezentów w centrach handlowych.

Krupówki są niemal puste. W knajpie Pstrąg Górski, w której zwykle jem i zwykle nie ma miejsca, siedziało siedem osób, a miejsc jest ok.100. W sklepach outdoorowych można swobodnie obejrzeć sprzęt i poradzić się sprzedawcy, a na szlakach… jak w Patagonii. Dziko i pusto. Poszedłem na spacer lajtową i zwykle zatłoczoną doliną Białego Potoku w kierunku Sarniej Skały i spotkałem cztery osoby. To samo w schroniskach: wszystkich wywiało.

Mikrowyprawy Zakopane

 

Nagle Zakopane zaczęło mi się podobać. Jeśli Wy też lubicie spokój i ciszę, górski klimat bez tłumów, koniecznie powinniście tu przyjechać jeszcze przed Świętami! Wszystko będziecie mieli na własność: Zakopane, Tatry i schroniska. Wsiadajcie w pociąg!

Artykuł Dlaczego TERAZ najlepiej przyjechać do Zakopanego? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/dlaczego-teraz-najlepiej-przyjechac-do-zakopanego/feed/ 0 6797
Co zrobić gdy spotkasz niedźwiedzia? https://fundacjadziko.org/co-zrobic-niedzwiedzia/ https://fundacjadziko.org/co-zrobic-niedzwiedzia/#respond Fri, 21 Sep 2018 10:45:46 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=326 O tym, jak zachowują się dziki zwierzęta, co się dzieje jesienią w górach i jak zachować się kiedy spotkasz niedźwiedzia rozmawiamy z Grzegorzem Leśniewskim, jednym z czołowych polskich fotografów przyrody. Łukasz Długowski, Mikrowyprawy: Co się dzieje jesienią w Bieszczadach? Grzegorz Leśniewski*: Zwierzęta powoli przygotowują się do najtrudniejszego okresu w ich życiu czyli zimy. Niedźwiedzie bardzo intensywnie żerują. jeśli jest rok nasienny buków, to na bukwi, wysoko w górach, a jeśli jest rok owocowy to penetrują dzikie sady. W tym roku […]

Artykuł Co zrobić gdy spotkasz niedźwiedzia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
O tym, jak zachowują się dziki zwierzęta, co się dzieje jesienią w górach i jak zachować się kiedy spotkasz niedźwiedzia rozmawiamy z Grzegorzem Leśniewskim, jednym z czołowych polskich fotografów przyrody.

Łukasz Długowski, Mikrowyprawy: Co się dzieje jesienią w Bieszczadach?

Grzegorz Leśniewski*: Zwierzęta powoli przygotowują się do najtrudniejszego okresu w ich życiu czyli zimy. Niedźwiedzie bardzo intensywnie żerują. jeśli jest rok nasienny buków, to na bukwi, wysoko w górach, a jeśli jest rok owocowy to penetrują dzikie sady. W tym roku mamy urodzaj, leśniczy mówią, że od 40 lat nie było takiej obfitości dzikich owoców: jabłek grusz i śliw. Co oznacza, że niedźwiedzie przebywają głównie w dolinach.

Ł.D.: Jak często można spotkać wilka, rysia czy niedźwiedzia?

G.L.: Spacerując – bardzo rzadko. Na kilkaset tysięcy turystów rocznie w Bieszczadach, udaje się to tylko kilku. Po raz pierwszy udało mi się zaobserwować niedźwiedzia dopiero po dwóch latach pracy w lesie! I to nie przypadkiem! Wiedziałem, że wieczorem wychodzą na poletko łowieckie, gdzie były dokarmiane dziki i tam na nie czekałem.

W odróżnieniu od tatrzańskich, bieszczadzkie niedźwiedzie nie żerują nad górną granicą lasu, czyli na otwartej przestrzeni. Bieszczadzkie głównie przebywają w dolinach, do górnej granicy lasu. Po połoninach chodzą bardzo rzadko i to tylko w nocy. Dlatego w Bieszczadach najczęściej widzimy głównie ich ślady: tropy, obgryzione drzewa, szczątki upolowanych zwierząt, ślady pazurów na drzewach pokazujące granice ich rewirów.

Ł.D.: Jak niedźwiedź reaguje, kiedy wyczuje albo zobaczy człowieka?

G.L.: Ucieka. A potrafi wyczuć człowieka z kilkuset metrów. Jeśli grupa ludzi idzie górami i są czytelni – zapachem i dźwiękiem, to zwierze ma czas się wycofać. Ale jeśli np. samica zostanie zaskoczona z malutkimi młodymi, to w ich obronie może najpierw nastraszyć, a jeśli to nie podziała, może zaatakować. Ale to się bardzo rzadko zdarza.

Przypadków nieszczęśliwych kontaktów z niedźwiedziami jest dosłownie 1-2 w roku. W 95% dochodzi do nich wczesną wiosną i ich ofiarami są ludzie, którzy zbierają poroże. Wchodzą wszędzie gdzie się da, w młodniki, w ostoje niedźwiedzi gdzie miśki śpią albo odpoczywają. Robią to z premedytacją i świadomością ryzyka. To tam dochodzi do tych wypadków. Ale oni oficjalnie się do tego nie przyznają, bo zbierania poroża jest nielegalne, więc potem mówią, że zdarzyło się to podczas zbierania grzybów albo pracy przy wycince lasu.

Ł.D.: Co zrobić kiedy spotka się niedźwiedzia?

G.L.: Najlepiej nic, to niedźwiedź zadecyduje co robić. Nie należy podnosić rąk, nie krzyczeć, stać, przyglądać się, i tyle. Niedźwiedź najprawdopodobniej ucieknie, a jeśli będziemy w grupie to tym bardziej da nogę. W europie miśki nie polują na ludzi. Prawdopodobieństwo tego, że w Bieszczadach porazi nas piorun, albo że przewróci się na nas drzewo jest dużo większe, niż to, że zginiemy od ataku niedźwiedzia. Nasze niedźwiedzie to zresztą nie grizzly, nie polują aktywnie na człowieka. W Europie od stu lat nie było ani jednego przypadku śmierci z tego powodu. Wiemy dobrze, że co roku ludzie giną w Tatrach, na szlakach, ale żaden z powodu niedźwiedzia.

PS. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o niedźwiedziach i innych zwierzętach dołącz do nas na „Safari w Bieszczadach”! 

*Grzegorz Leśniewski – przyrodnik i jeden z najlepszych fotografów przyrody w Polsce, od 20 lat fotografuje dzikie zwierzęta, od 10 lat robi to w Bieszczadach. Fotograf Roku w PL (2005), juror konkursu fotograficznego National Geographic Polska (2009-2014). Współtwórca kanału na FB „Dzień dobry Bieszczady”.

 

Artykuł Co zrobić gdy spotkasz niedźwiedzia? pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/co-zrobic-niedzwiedzia/feed/ 0 6522
O sprzęcie – cz. 1/3 https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-1-3/ https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-1-3/#respond Thu, 19 Jul 2018 13:50:44 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=315 Kiedyś rozmawiałem z Jarkiem Żurawskim, himalaistą. Opowiadał mi i swoim synu i jego koledze; chłopaki co rusz kupowali nowy sprzęt, droższy i lepszy od poprzedniego. Wydawali na niego sporo pieniędzy i byli naprawdę bardzo dobrze wyposażeni. Ale kiedy Jarek zapytał się ich, co ciekawego z nim zrobili? na co weszli? gdzie pojechali? zaległa cisza. Mieli masę drogiego sprzętu i niewiele osiągnięć na koncie. Rozumiem ich, sam jestem uzależniony od kupowania sprzętu. Kiedy wchodzę do sklepu sportowego czuję się jak dziecko […]

Artykuł O sprzęcie – cz. 1/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Kiedyś rozmawiałem z Jarkiem Żurawskim, himalaistą. Opowiadał mi i swoim synu i jego koledze; chłopaki co rusz kupowali nowy sprzęt, droższy i lepszy od poprzedniego. Wydawali na niego sporo pieniędzy i byli naprawdę bardzo dobrze wyposażeni. Ale kiedy Jarek zapytał się ich, co ciekawego z nim zrobili? na co weszli? gdzie pojechali? zaległa cisza. Mieli masę drogiego sprzętu i niewiele osiągnięć na koncie.

Rozumiem ich, sam jestem uzależniony od kupowania sprzętu. Kiedy wchodzę do sklepu sportowego czuję się jak dziecko w magazynie z zabawkami. Nagle wszystko jest mi potrzebne i wszystko mi się podoba. Kurtka z trzy warstwową membraną z GORE-TEX-u XCR za trzy tysiące – chcę; śpiwór zapewniający komfort przy minus siedemnastu za dwa tysiące – chcę; kurtka puchowa na arktyczne warunki – k o n i e c z n i e ! Czy wybieram się w Himalaje, na Antarktydę albo w lasy deszczowe? Nie. Czy potrzebuję tego sprzętu? Nie.

Wiem jak to działa: im lepszy będę miał sprzęt, tym fajniejszym będę podróżnikiem. Z prawdziwego zdarzenia, takim, co już niejedno przeszedł. Ale to jest tak jak z aparatami fotograficznymi, nie liczy się za ile tysięcy kupiłeś lustrzankę, ale czy masz dar do obserwacji, potrafisz kadrować i pracować ze światłem. Strasznie drogi obiektyw nie uczyni cię lepszym fotografem. Dopiero kiedy już będziesz dobrym fotografem, powinieneś go sobie kupić, żeby dalej się rozwijać. Tak samo jest w podróżowaniu – drogi sprzęt nie uczyni cię lepszym podróżnikiem. Najpierw się napodróżuj, zobacz czy to jest to, co chcesz robić, a kiedy stwierdzisz, że tak i że chcesz jeździć w coraz trudniejsze tereny, kup co jest ci potrzebne.

Więcej o sprzęcie i nie tylko przeczytasz w mojej książce „Mikrowyprawy w wielkim mieście”. Kupisz ją tutaj: http://tiny.pl/g6chf

Artykuł O sprzęcie – cz. 1/3 pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/o-sprzecie-cz-1-3/feed/ 0 315
Sklepowa jest jak ksiądz https://fundacjadziko.org/sklepowa-jest-jak-mama/ https://fundacjadziko.org/sklepowa-jest-jak-mama/#respond Tue, 12 Jun 2018 11:00:41 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=288 Pani w domu oglądała telenowelę, ale zerwała się z kanapy jak tylko zobaczyła, że ja i Edek Marynarz* siedzimy pod sklepem. Na półkach miała Łomżę, jedną drożdżówkę z budyniem, trzy kartony ciastek i pęczek zielonych długopisów. Ja wziąłem po sztuce, Edek Marynarz wziął piwo, kolejne dzisiaj i przykucnął pod sklepem. – Przemek, przepraszam, że ci nie powiedziałem o tym kamieniu – powiedział do gościa, który podjechał Astrą. – Wziąłeś go? Przemek nic nie odpowiedział tylko wszedł do sklepu. Kiedy wyszedł z […]

Artykuł Sklepowa jest jak ksiądz pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Pani w domu oglądała telenowelę, ale zerwała się z kanapy jak tylko zobaczyła, że ja i Edek Marynarz* siedzimy pod sklepem. Na półkach miała Łomżę, jedną drożdżówkę z budyniem, trzy kartony ciastek i pęczek zielonych długopisów. Ja wziąłem po sztuce, Edek Marynarz wziął piwo, kolejne dzisiaj i przykucnął pod sklepem.

edf

– Przemek, przepraszam, że ci nie powiedziałem o tym kamieniu – powiedział do gościa, który podjechał Astrą. – Wziąłeś go?

Przemek nic nie odpowiedział tylko wszedł do sklepu. Kiedy wyszedł z foliówką pełną piwa, Edek zagaił jeszcze raz.

– On już tam z dziewięć lat leżał. Słyszysz?

Przemek tylko kiwnął głową, wsiadł do Astry i odjechał.

– Dobre dziewięć lat. Przepraszam, że nie powiedziałem – Edek rzucił za Astrą. Jakby przepraszał za największą zbrodnię, jakby wytłukł pół wioski. Pociągnął piwa, osunął się na ziemię i zaczął gadać do siebie. Pluł, wkurwiał się i kręcił głową jakby zaprzeczał, że to nie jego wina.

edf

Przy mnie przykucnął Dziadek. Zapytał czy przyjechałem na ryby, a potem sam mówił: syn informatyk w Warszawie, mieszkanie ma, a dom jeszcze kupił, tutej wyremontował mi poddasze, mówię po co?, a on: tato, dopóki jesteś, pieniądze mam, to robię, żona na raka w Katowicach umiera, córka w szpitalu z nią siedzi, sto sześćdziesiąt za hotel płaci, mówią, że trzustki się nie operuje, na wątrobę przeskoczył, a teraz na kości, ja mam hektar trzydzieści arów ziemi z łąką aż do samej rzeki ale dzierżawię, co ja będę robił? – podniósł butelkę, żeby wyduldać resztę piwa a ja wykorzystałem ten moment żeby uciec. Znam takich historyków, mogą tak mówić do zimy. Uciekłem żeby mnie nie zalał kolejnymi opowieściami. Odniosłem pustą flaszkę po Łomży, a za mną, do sklepu weszli Edek i Dziadek. Obsiedli sklepową razem z muchami i czekali aż się odezwie. Na spowiedź przyszli. Opowiedzieć o kamieniu i żonie, o hektarach, hotelu i żonie, co na raka umiera. Otym wszystkim, o czym rozmawiali już setki razy.

edf

 

*Edek Marynarz – nie pasuje mi słowo pijaczek, a menel tym bardziej. Oba są pogardliwe. Dlatego każda taka postać będzie Edkiem Marynarzem, który chwieje się jakby ziemia falowała mu pod nogami jak łódka podczas sztormu.

Artykuł Sklepowa jest jak ksiądz pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/sklepowa-jest-jak-mama/feed/ 0 288
Kampinos: podmiejski, nudnawy lasek https://fundacjadziko.org/kampinos-podmiejski-nudnawy-lasek/ https://fundacjadziko.org/kampinos-podmiejski-nudnawy-lasek/#comments Sun, 11 Jun 2017 19:23:31 +0000 http://www.fundacjadziko.org/?p=33 Z Kampinosem mam problem. Niby mam pod miastem ogromny las, wydawałoby się – idealny plac zabaw. Ale traktuję go po macoszemu. Raz, że długo muszę do niego jechać – prawie półtorej godziny; dwa, że nie wydaje mi się specjalnie atrakcyjny. Więc jeśli już mam gdzieś jechać, to wolę dalej, ale z większą szansą na przeżycie czegoś ciekawego. W odniesieniu do Kampinosu trzymam się starej etykietki: podmiejski, nudnawy lasek. Któregoś razu stwierdziłem jednak, że przełamię ten wizerunek. Wybrałem się do niego w środku […]

Artykuł Kampinos: podmiejski, nudnawy lasek pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
Z Kampinosem mam problem. Niby mam pod miastem ogromny las, wydawałoby się – idealny plac zabaw. Ale traktuję go po macoszemu. Raz, że długo muszę do niego jechać – prawie półtorej godziny; dwa, że nie wydaje mi się specjalnie atrakcyjny. Więc jeśli już mam gdzieś jechać, to wolę dalej, ale z większą szansą na przeżycie czegoś ciekawego. W odniesieniu do Kampinosu trzymam się starej etykietki:

podmiejski, nudnawy lasek.

Któregoś razu stwierdziłem jednak, że przełamię ten wizerunek. Wybrałem się do niego w środku tygodnia na dwudniową mikrowyprawę. Był przednówek, okres w którym żurawie mają gody, tzw. toki i chciałem je podejrzeć. Sprawdziłem, w której części parku mam szansę je spotkać i ruszyłem w las z końcówki autobusu 729 w Truskawiu.

Na wejściu znaki ostrzegały, że szlaki są podtopione, ale uznałem to tylko za zachętę. Mogło być dużo ciekawiej przedzierać się przez podmokłe tereny niż spacerować prostą jak linijka ścieżką. Szybko okazało się, że ostrzeżenia postawione są na wyrost. Kartka z żółtą łodzią podwodną zapowiadała poważne problemy, a okazało się, że woda ledwo co przykryła grunt i to w miejscach, w których od lat stoją porządne kładki. Takie mikro rozlewiska na pewno urozmaicały widok, ale żadnym utrudnieniem nie były.

Kiedy doszedłem do strumyka, usiadłem na ziemi i zacząłem scyzorykiem dłubać w korze łódeczkę. Zastanawiałem się nad tym jak

niesamowitą moc ma zrobienie sobie wolnego w tygodniu.

Jak bardzo czułem się wolny. Jak bardzo codzienne problemy w pracy, które urastają do rangi gigantów, skarlały. Wziąłem głęboki oddech i poczułem, że naprawdę wypoczywam. Przypomniałem sobie ludzi w metrze w zapiętych pod szyję białych koszulach, ciasnych garsonkach, z torebkami i walizkami w ręce. Na żadnej twarzy nie znalazłem uśmiechu. Większość chowała je w komórkach, niektórzy z niecierpliwością wyczekiwali swojej stacji tylko po to, żeby za chwilę wejść do pracy, której nie lubią.

Sam mam w swoim dorobku zawody, których nie znosiłem, ale musiałem je robić żeby się utrzymać, więc wiedziałem co przeżywali. Codzienną frustrę. Chociaż byłem zaspany (nie znoszę wstawać rano), to jednak byłem szczęściarzem. Ja jechałem do lasu, oni do biura. Jeśli tylko chciałem mogłem rozłożyć się pod drzewami i zasnąć, oni musieli tkwić przy komputerze. Szkoda mi ich było.

Wyobrażałem sobie, że wstaję, wspinam się na fotel i krzyczę: Ejjjj, luuudzie! Chrzanić to! Wszyscy idziemy do lasu! I z pętli na Młocinach wylewają się tłumy, które zamiast do biur, pędzą do Kampinosu.

Rzeki ludzi, pielgrzymki całe, które wchodzą w las i przez osiem godzin leżą w mchu. Ćmią papierosy, piją kawę i gapią się w niebo. I to będzie ich najlepszy dzień w pracy ever. Ale tak się nie stało, na Młocinach wysiadłem sam.

Chociaż wielokrotnie robiłem mikrowyprawy w weekendy to jednak nie miały one tak odświeżającego efektu. Podróże w weekendy są czymś normalnym, w dzień roboczy – aberracją. Mózg nie jest do nich przyzwyczajony i reaguje tak jakbym wynurzył się na powierzchnię po długim nurkowaniu na bezdechu. Tlen zasysa jak odkurzacz.

Łódeczka z kory przewróciła się na bok zaraz po tym jak postawiłem ją na wodę. Szkutnik był ze mnie marny, więc wstałem i poszedłem dalej. Szlak stał się monotonny, sosnowo-piaskowy.

Jedynym urozmaiceniem był nocleg w lesie. Nic tylko ja, mech i wyjące samoloty, które startowały z Modlina.

Następnego dnia niewiele się zmieniło, pokonywałem kolejne kilometry ale widok był ten sam. Miałem wrażenie, że idę po bieżni a po lewej i prawej przewija się to samo zdjęcie na ripicie. Sosny stały wyprostowane obok siebie jak Chińczycy na apelu ku czci Mao. Pień w pień to samo.

Mikrowyprawa, która miała mi odczarować Kampinos, tak naprawdę utrwaliła jego wizerunek: nudnego, powtarzalnego lasu, do którego można co najwyżej pójść na niedzielny spacer.

Ale może się mylę? Znacie ciekawsze rejony w KPN-ie?

Artykuł Kampinos: podmiejski, nudnawy lasek pochodzi z serwisu Mikrowyprawy.

]]>
https://fundacjadziko.org/kampinos-podmiejski-nudnawy-lasek/feed/ 1 33